Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

A był tam nad nimi w tej izbie szatańskiej
Krzyż z Panem Jezusem na ścianie.
Levitoux wzrok jasny utopił w krzyż Pański
I modlił: „Daj sił mi, o Panie!“

I poszedł pod pałki wpół nagi, bez lęku;
Wnet krwią mu opłynął grzbiet cały.
Choć bito go w rany, nie wydał i jęku
I milczał, jak zakamieniały.

A gdy go złożono na nędznej pościeli,
Rozważał, czy ciało wytrzyma
Te męki, bo znowu tak chłostać go mieli
Sędziowie... I poczuł: sił nie ma.

Lecz święcie dochowa tajemnice bratnie,
Bo stu-by zginęło ich może.
Toż westchnął do Boga o męki ostatnie —
I ognia nasypał pod łoże.

I usiadł na łożu spokojny, bez lęku,
Gdy jasne płomienie wstawały.
Choć ogień gryzł kości, nie wydał i jęku
I milczał, jak zakamieniały.

Przez kraty wnet bracia płomienie ujrzeli,
Straż alarm[1] krzyknęła w podsieniu:
Jenerał i draby wpadają do celi:
Levitoux już skonał w płomieniu.

Więc z zgrozą ten węgiel rzucili w rogoże
I w ziemi kazali pochować.
Tą śmiercią w płomieniach pochwalon bądź, Boże,
Bo żywym ją będziesz rachować!

1860.




  1. na trwogę.