Kiedyż na te popioły i kości
Zmartwychwstania anioł z niebios zleci?
Polsko, święta kapłanko wolności,
Podająca pod nóż swoje dzieci,
Kiedyż lud twój sztandary rozwinie? —
Ach, ty żyjesz krwią, co z ciebie płynie!
Niech z krwi twojej świat umywa ręce,
Jako Piłat z Chrystusa... Wstyd ludom!
Ilekroć ty jękniesz w krwawej męce,
Tylekroć ty bliższa Bogu, cudom,
Co, podnosząc ciebie, świat przerażą...
Oto stoisz znów z skrwawioną twarzą!
Od Powązek[1] lud powracał z krzyżem,
Kędy odniósł na spoczynek brata,
I grób darniem obłożył mu świéżem
Za spędzone na Sybirze lata;
Tam nań śniegi i zamiecie wiały,
Tu mieć będzie bluszcz i jaśmin biały.
Starcy pacież szeptali, kobiety
Wiodły dzieci, a młodzież gorąca
Szła, dumając, rychło „Na bagnety“
Dadzą hasło... rychło trąba grzmiąca
W bój powoła? Tak szli ku kolumnie,[2]
A z kolumny Zygmunt parzył dumnie.
Tu stanęli, a dzieweczki trawę
Rwaną z grobów, między lud rozdały
Na pamiątkę krwi, co już w murawę
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
DZIEWECZKA.
(Z dni mordów warszawskich).