Rokosz, rokosz w Koronie, na Litwie!
Zebrzydowski, Radziwiłł przewodzą.
Senat radzi, król myśli o bitwie,
Starcy braci powaśnionych godzą,
Ale zgoda z dnia na dzień się wlecze —
Strzeż ich, Maryo! Chwytają za miecze!
A Szwed w polskich granicach. — Lecz wieki
I dla wnuków bez przestróg minęły!
Nam, Najświętsza, Twej użycz opieki!
Nam daj łaskę, gdyż klęski nas zgięły
I nieszczęścia dzień każdy nam trują —
Ach, nie wróg nas, lecz waśnie mordują.
Zgodą serca nam natchnij, a wstaniem
Jak lwy mocni i nieustraszeni!
Lecz cyt! Hasło wydano trąb graniem,
Obozowych blask strzela płomieni:
Król pod miastem, a rokosz na błoniach
Noc spędzają: straż czuwa przy koniach.
A w obozie królewskim, od błoni,
Koniecpolski usiadł wojewoda.
Siwy starzec twarz oparł na dłoni,
Pancerz biała okryła mu broda,
I zadumał się smutno, że z braćmi
Walczyć musi, nim oczy śmierć zaćmi.
A to może już chwila ostatnia
Rycerskiego zawodu i chwały!
I do ręki mu przyschnie krew bratnia,
I do grobu ją weźmie dziad biały
I nie zmyje jej niczem. — „O Boże!
Niechże tu nas Twa łaska wspomoże!
„Szablo moja,“ — rękojeść tu ściskał
Dziad, dumając: — „przepada nam sława!
Moskwie, hordzie, wszak brzeszczot[1] twój błyskał,
- ↑ głownia lub klinga.