I rubinowe kąpało się zorze;
Fala za falą wstawała z zwierciadła
I szła i do nóg wodzowi się kładła.
Koń jego trawę pasł nad morskim brzegiem
I strzemionami dzwonił, idąc błonią:
Tak mu bywało, gdy stawał noclegiem
W Polsce; po siołach na pacierze dzwonią,
A z pól wracali do chat robotnicy
Na sen, pod skrzydła Maryi Dziewicy.
We dworach ołów topiono w kominach,
Lub spisywano gwałtów protestacye;
Matki w ukryciu płakały po synach,
Co poszli ginąć za konfederacyę.[1]
Na przyzbach dumy śpiewali Kozacy,
Po lipach na noc zasiadali ptacy.
Czy wy od Polski, fale? Czy wam znany
Dniepr i zielone ponad Wisłą pola?...
Ósmy rok zdala od ziemi kochanej
Po obcych błoniach goni go niedola,
A jeśli spocznie, jak żóraw na straży,
Za Polską wodzi oczyma — lub marzy.
Mógł on na Moskwę Częstochowę zwalić,
I paść, jak Samson, pod gruzem kościoła,
Lecz wolał Polsce paladium[2] ocalić;
Poszedł i czekał, aż go znów powoła...
I ofiarował Bogu dumną sławę,
Obcej wolności bronić wsiadł na nawę.
Jeden z nim tylko druh konfederacki
Poszedł za morza na wspomnienia smętne[3]
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.