Do Przybysławia przyszli wieczorem
Rozgrzani bojem i drogą;
Wkrąg zatoczyli wozy taborem
I warzą strawę ubogą
I o zwycięstwach gwarzą weseli,
O klęsce Niemców i zgrozie...
Jutro, gdy pierwszy promień wystrzeli,
Będą w Albrechta[1] obozie.
Lecz, cyt, wieść głucha gromady miesza,
Mieszają tłum rozhowory.
Pod namiot wodza ciśnie się rzesza:
„Naz hetman, Żyżka Jan, chory!“
Zaniemógł Zyżka po boju srodze,
Na twardem posłaniu leży;
Dokoła niego strapieni wodze
I orszak smutnej młodzieży.
Ale nie złaman hetman na duszy,
Choć wie, że przyszła godzina:
Z twardego łoża jak lew się ruszy
I wodzów tak napomina:
„Czesi, Morawcy, Polacy[2] mili,
Serdeczny, druży[3] narodzie!
W ostatniej, bracia, proszę was chwili,
Miłujcie wy się we zgodzie!
„Noście otwarte serca przed Bogiem,
Czyste, jak wasze powietrze,
A kto z was kiedy bratał się z wrogiem,
Niech we krwi hańbę tę zetrze!
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom I.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.