BRONA. Kmieci już złamał; o, i nas coś czeka!
MIROSZ. Król potrzebuje rycerskiego człeka,
Nas nie zaczepi zapaleniec młody.
PIAST. Nie, lecz do czasu tylko, wojewody.
MIROSZ. Zaczepi wieczór, a zginie o świcie.
PIAST. Ach, wy jak orły poglądacie w życie!
Wam się wydaje, że pomiędzy wami
Nikt się odstępstwem, zdradą nikt nie splami?
O, nie tak, możni; za to, co nam złupi,
Za to król mieczów jutro na was kupi,
Rozgoni ludzi, pozabiera trzody,
W posłuszne ręce odda wasze grody;
Nie miótłby on tak w proch kmiecego czoła,
Gdyby nie wiedział, że i wam podoła.
BRONA. Dobrze Piast mówi; znajdą się ramiona.
MIROSZ. To się rozpadniem znowu na plemiona.
BRONA. A Niemcy... przemoc...
MIROSZ. Co, przemoc? My wolni!
PIAST. I wy rozrywać bylibyście zdolni
Tych, co od wieku, jak pod jedną strzechą?
MIROSZ. A nie wstydże mi być tu króla wiechą?
Przemoc? Obaczym!... Ale, wojewody,
Wszak dzielnic naszych plemiona i rody
Nie poszły musem pod królewską władzę.
Niech więc król wróci, lub ja mych prowadzę
Precz! — i tak każdy niech swoich zabierze!
Pójdziem zakładać indziej gniazda świeże,
A Popiel niech tu włada nad pustkami.
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/10
Ta strona została przepisana.
SCENA TRZECIA.
(Szczerb, Mirosz, Brona i Piast; później Świergoń.)