PIERWSZY KMIEĆ. Witaj, rycerzu, zacne Piasta dziecię.
Zbawco nasz!
ZIEMOWIT. Ludzie, bogi święte z nami!
Wygnałem wdzierców. Jeszcze ze stryjami
Rozprawić mi się, skoro ojciec każe.
Nie damy ziemic rozszarpać, włodarze!
Na błoń wiecową! Tam ojciec nas czeka.
KMIEĆ. Idź! Niech cię bogów prowadzi opieka! (odchodzą.)
FUCHS. Gdzie?
SŁUGA. W oczeretach. Tu chusty i świta.
FUCHS. Spiesz więc i czekaj! Skoro noc zawita,
Ja klasnę w ręce. Czy robiłeś wiosłem?
Noc grozi burzą.
SŁUGA. Nad morzem wyrosłem.
FUCHS. Dobrze. Lecz ciężka z naszą panią biada.
Dzień po dniu w gorszą nieprzytomność wpada,
I krzyż tak w ręku godzinami trzyma.
SŁUGA. Jakiemi ona w krzyż patrzy oczyma...
Boże, od takich ócz ratuj człowieka!
FUCHS. Idź! Już się niebo chmurami obleka.
Fale nam czółno pochwycą. (sługa odchodzi.)
FUCHS (patrząc na królowę.) W śnie jeszcze.
Królowo!... Milczy... Pierś mrożą mi dreszcze,
Kiedy zagłębię myśli w jej męczarnie.
Ha! więc i pogan nie można bezkarnie
Niszczyć i tępić? Dziwne sądy nieba!
Lecz czas; obudzić ze snu ją potrzeba.
Królowo!