Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/114

Ta strona została przepisana.

Kilka chwil gwiazdom podobnych, a potem
Noc, przerywana zbrodniami lub grzmotem,
I grób... Zdziczałem; patrz, nawet łzy jednej
Nie mam dla syna już i dla tej biednej!
Czas paść; i bogi stare runą ze mną.
(Do Świergonia.)
Powiedz Bożennie, niech płacze nademną;
Nie wymodliła zbawienia synowi.
Stój — nalej pierwej miodu Żórawiowi —
Jeszcze chwil kilka; spełńmy bratnio rogi!
W różne, dalekie rozchodzim się drogi —
W jakie? nikt nie wie; moją świat przeklina.

(Świergoń nalewa czarę Popiela i Żórawia.)

POPIEL   (podnosząc czarę.)
Ta dla Bożenny, pożegnanie syna!
Wychyl, Żórawiu, matka ci sprzyjała!
(Do Świergonia.)
Idź już —
ŚWIERGOŃ.   Jednako dola nam kłamała
Śmierć kończy wszystko; dość się nasłużyłem.
(Odchodzi.)
POPIEL   (z zdziwieniem.)
I ten?
ŻÓRAW.   Miał zdrową iskrę w sercu zgniłem.
POPIEL   (nalewając rogi.)
Żórawiu, jeszcze jeden róg w tę drogę.
Łzy tu zostawiam i mogiły mnogie,
A sny przerywać będzie imię moje...
Przeklęty stokroć ja i rąk tych dwoje!
Ach, jeśli który stryj krajem zawładnie,
Naród się znowu w plemiona rozpadnie,
A mnie tam straszne sny będą się śniły.
ŻÓRAW.   O, nie, zbratanie wyjdzie z twej mogiły.
Narodem wichrzył tylko ród Lechowy.
POPIEL.   Pod klątwą wszystkie rodu tego głowy,
I wszystkie giną!
ŻÓRAW.   Lecz kędyż mnie droga?
Tułacz, w twe słowa wierzyłem, jak w boga.