Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/123

Ta strona została przepisana.

Niech go uderzy w głowę, jak grom boży:
Ze zdrajcą podłym precz!
CHORĄŻY.   Precz! Niech się korzy
Niemcom, niech z nimi przymierze odnowi!
STARY   KMIEĆ. Jeśli tam bogi złorzeczą królowi,
Cięższe Zbigniewa czeka złorzeczenie;
On tu siał pierwszy tych niezgód nasienie,
On go pchnął na te przepaściste drogi.

(Rycerze wchodzą.)

CHORĄŻY.   Rycerze jacyś — (do Rycerzy).
Kto? swoi czy wrogi?
RYCERZ.  Swoi! My z dzielnic tych pomordowanych.
BRONA.  Z czem, bracia?
RYCERZ.   Brono, do plemion zebranych
Przychodzim na wiek połączyć się z niemi.
BRONA.   Jeden ród i lud!
RYCERZ.   Dzieci jednej ziemi,
Którym jest wrogiem każdy, kto nas dzieli.
CHORĄŻY.   Sława wam za to! Takich my tu chcieli.

(Kraska i Jarosz wchodzą.)

KRASKA.   Czy tu jest rodów i plemion zebranie?
BRONA.   Witajcie, Krasko!
KRASKA.   Nim na powitanie
Odpowiem —
CHORĄŻY   (przerywając mu.) Pierwej jak gawron zaspiewa.
KRASKA.   Wpierw usłyszycie poselstwo Zbigniewa.
CHORĄŻY.   Jeśliś z tem przybył, pójdziesz, jak z dzielnicy.
KRASKA.   Dosyć! Już wiemy, żeście buntownicy,
Gotowi na nas rwać się do oręża.
Lecz pamiętajcie, kto takich zwycięża,
Jak Popiel — temu łatwa sprawa z wami.