FUCHS (wprowadzając rycerzy). Posłowie.
GIESE. Cześć, zacna pani, cześć i dobre zdrowie!
Lecz nasze sprawy, słyszym, smutnie stoją.
ADELA. Niestety, smutno; poganie się zbroją.
GIESE. Przychodzim późno? Przekleństwo tej zwłoce!
Błądzilim, pani; nieraz dnie i noce
Szliśmy puszczmi, nie spotkawszy strzechy.
FUCHS. Przyjmcie to jako pokutę za grzechy!
HARTEN. Jam rad zbrojeniu; bój wolę —
GIESE. (przerywając). Królowo!
Może łza jedna, może jeszcze słowo,
Rzucone w porę, gniew Popiela skruszy.
Lękam się pani, że wy —
ADELA (z zapałem). Mojej duszy
Nie zarazili niczem ci poganie.
Jam nie z tych kobiet, którym za świat stanie
Mąż, gdy rodzinę opuszcza dla męża.
Przyjdzie czas, że król dobędzie oręża
Na lud — na harde karki swego rodu...
O, gdyby czuły mury tego grodu,
Jaką tu goszczą serdeczną królowę!
Gruzem na moją spadłyby mi głowę...
(Po chwili.)
Stawiajcie dary! Króla słyszę w dali.
GIESE. Oto z purpury płaszcz i miecz ze stali.
Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/24
Ta strona została przepisana.
SCENA DZIESIĄTA.
(Ci sami; Harten i Giese wchodzą otworzonemi przez Fuchsa drzwiami.)