GNIEWOSZ. Dajcie tym pokój! Głupcy, noszą kije;
Z nich wam Popiela żaden nie zabije.
Mam ja lepszego.
ZBIGNIEW (gestykulując pchnięcie) Tak, śród bitwy, z boku.
Rozumiesz? Kto go dostrzeże w natłoku?
A potem sprawcę precz... Rozumiesz, stary?
GNIEWOSZ. To Sas; nie szkoda!
ZBIGNIEW. Cicho! Słyszysz gwary?
Patrz, jaka straszna bitwa wre w dolinie...
Ha! otoczony Popiel... niech tam zginie!
O! nie — ratuje go Ziemowit; — głupi!
Król za to chatę jego ojca złupi —
Patrz! Harten zachwiał się... już pole traci —
GNIEWOSZ. Wnet się poprawi.
ZBIGNIEW. Pójdź, wyszlemy braci!
(Odchodzą w bór na lewo.)
HARTEN. Tu miał stać Zbigniew?
RYCERZ. Tu.
HARTEN. Zdrajca obrzydły!
Gdybym był wiedział, jakiemi on sidły
Wikła nas, byłbym nie godził z tej strony.
Ja się od niego spodziewam obrony,
A on się kryje w tych przeklętych borach.
Trąb, może szczeknie gdzie, jak pies na sforach!
(Rycerz uderza w trąbkę.)
HARTEN. Cisza, bór tylko echem odpowiada.
POPIEL (za sceną.) Za mną — tu za mną! On tu!