Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/54

Ta strona została przepisana.

Już księżyc liście na lipach ozłaca,
A Piasta niema.
ZIEMOWIT   (biorąc hełm). Matko, ja pospieszę
Poszukać ojca. Jeszcze kmiece rzesze
Stoją na błoniach; on tam między niemi.
RZEPICHA.   Czyś ty się dzisiaj naważył gnić w ziemi?
Czy prze cię, zbójcom tym dostać się w ręce?
O bogi, jakiejże wy ciężkiej męce
Daliście serce moje!
ZIEMOWIT.   O, grób krwawy
Milszy mi, matko, niż żywot bez sławy,
Śród pognębienia i łez. Podłe życie!
Ja wam nie będę tak żyć!
KALINA.   Ziemowicie!
(Po chwili.)
Proszę was, siądźcie tu, czekajcie cicho!
(Zdejmując bursztyny.)
Oto bursztyny te, matko Rzepicho,
Co mi syn przyniósł z dalekiego miasta,
Weźcie i rzućcie w żar bogom za Piasta!
RZEPICHA.   Dziecię!
ZIEMOWIT   (wstrzymując Kalinę). Ja inną dam bogom objatę.
KALINA   (rzucając w ogień bursztyny).
Święci bogowie, pocieszcie tę chatę
Powrotem ojca!
BOŻENNA   (podając swoje bursztyny).
Kwiatku mój jedyny,
Rzućże tam w ogień jeszcze te bursztyny!
Niech wróci chacie Piasta moc ich święta,
A niech się czarny syn mój opamięta!
RZEPICHA   (u nóg Bożenny).
Królowo moja!
ZIEMOWIT   (do Kaliny). Jakże wam dziękować?