KALINA. Niech mi zazdrości! Ona nie uczyni
Lepszego chleba, choć z niej gospodyni,
A ja Kaliną sobie.
(Ze smutkiem.)
Już nie sobie!...
Gdzie on jest?... Poszedł po wiecowej dobie,
I z niskąd o nim słyszeć się nie zdarzy.
A czy powróci? Ach, on sobie waży
Tak lekko życie, a ja taka biedna!
Kiedyż się dowiem czego?... Chyba jedna
Piosenka moja wie, jak mi tu smutno.
Wczoraj Rzepicha wyszła bielić płótno,
Lecz nie mówiła nic o Ziemowicie.
Chrońcie go, bogi!... Z nad bram dziś o świcie
Jaskółcze gniazda spadły, gdym spiewała.
I czemuż spadły? Mnie zakamieniała
W ustach pieśń moja, jakby zczarowana.
Pójdę do matki.
(Idzie kilka kroków, potem staje.)
Bławatek mi zrana
Wróżył na dobre.
(Wyjmuje bławat z włosów i poczyna obrywać.)
„On wróci — Nie wróci —
„Wróci“... A potem serce się zasmuci,
Kiedy bławatek skłamie. Święte bogi,
On może nie wie, jaki on mi drogi.
KALINA. Piast... Będę pytać...
PIAST. Przyjmcie, pani miła,
Te dary.