Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/73

Ta strona została przepisana.

POPIEL.   Ha! już?
ADELA.   Za chwilę staną na głębinie.
(Pokazując dzbanuszek.)
A to dla reszty... Cożeś niespokojny?.
Patrz! tu się kończą: mój lęk, twoje wojny.
Jad straszny: Gierda warzyła go w nocy.
Kilka kropelek, a ma więcej mocy,
Niż miecz: sto głów ci tnie jednym zamachem!
POPIEL   (ponuro). Nie! to nie stanie się pod moim dachem.
ADELA.   Już nie?
POPIEL.   Adelo, pierś moja do cześci
Nawykła, jak ta dłoń do rękojeści,
Nie mogę — ja się brzydzę taką zdradą.
Rzuć dzban, Adelo. Oni stąd wyjadą
Zdrowi, a ja ich w boju pomorduję.
ADELA.   Głupia rycerskość.
POPIEL.   Lecz podły, kto truje.
ADELA.   A twoje słowo? i cóż, mój rycerzu?
Kto się klął wczoraj — ręka na puklerzu
Ta, a ta, lewa, na piekieł bożyszczu?
Jam się nie bała stać przy waszem zgliszczu,
Ja, innej wiary kobieta, i trwożna,
A ty? — struć wroga, to podłość! nie można!
A słowo, dane kobiecie, cóż znaczy?
Tę podłość tobie sumienie wybaczy,
Lecz nie przebaczę ja, żona, twa lwica,
Ja tobie co dnia cisnę je na lica,
A potem z dzieckiem ucieknę.
POPIEL.   Przeklęta
Chwila przysięgi!
ADELA.   Rzecz już rozpoczęta;
Ci toną —
POPIEL.   Toną!
ADELA.   Wszak ty chcesz ich śmierci?