Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/90

Ta strona została przepisana.

POPIEL.   Precz! kłamią bogi! Ciebie głos ich dławi.
(Do zgromadzonych).
W bój!
(Idzie kilka kroków spiesznie, potem staje i myśli).
Ha! przeklęte to rozdarcie we mnie!
Kto tam w mej piersi, mocniejszy odemnie,
Mrozi ją? Kto mi z ręki miecz wytrąca?
(Posępnie).
Jest niewidoma jakaś dłoń karząca,
Której się żadna nie ustrzeże wina...
(Po chwili).
O matko! któż tak dziecko swe przeklina?!
(Do zgromadzonych).
Nie, dzisiaj jeszcze nie dobędziem broni.
Iść pod Kruszwicę. (odchodzi),
ŻÓRAW.   Zły duch cię tam goni.

(Odchodzą za Popielem).
SCENA SZÓSTA.
(Z przeciwnej strony wchodzą: Zbigniew, Jaksa, Wyżymir i Gniewosz).

ZBIGNIEW.   Jeszcze dzień lub dwa, a naszą Kruszwica.
Widziałem dzisiaj Popielowe lica;
Zczerniał jak węgiel, zbrodniarz, od sumienia,
A wzrok...
WYŻYMIR   Wy pewnie od złego spojrzenia
Tak przed nim, bracie, z pola uciekali?
ZBIGNIEW.   Zostawcie! I wy nie bardzo zuchwali.
Wczoraj nie śmieliście poczynać boju.
Widzisz, umiemy pić z jednego zdroju,
Z oczu Popiela; a więc zgoda z nami.
(Do Gniewosza).
Słuchaj, Gniewoszu, czy między kmieciami
Nie ma już innej głowy ponad Piasta?
Nie wierzę temu.