ma w zbiorze poezyj Naruszewicza żadnéj pieśni, poświęconéj elekcyi, lub koronacyi nowego króla; niéma nawet wieści, czy cokolwiek z téj okoliczności napisał wprost do niego; znajdujemy tylko maleńki epigramat „na feierwerk, który dawał pod Młocinami August graf Moszyński, stolnik koronny, z okazyi elekcyi zgodnéj J. K. Mości“, gdzie „miłość ojczysta“ tak przemawia do „ciekawych gromad“, przypatrujących się „kościołowi, dziwną sztuką zbudowanemu na skale“ ku czci króla:
Nie pierwszy raz ja tym sią budowaniem bawię,
Ni dla króla waszego ten pierwszy gmach stawię:
Bo ile kochających serc jest w téj krainie,
We wszystkich król kochany ma swoje świątynie...
Zanim przejdziemy do opowiadania o zbliżeniu się nauczyciela poetyki z królem Stanisławem, wypada wspomniéć, że Naruszewicz, zyskawszy już imię poety, brał udział w zebraniach literackich, które, według włoskiego zwyczaju, wówczas „akademiami“ nazywano. Załuski, biskup kijowski, znany zbieracz książek, był głównym ich inicyatorem. Na jedném z takich posiedzeń, w r. 1766, wygłosił Naruszewicz wiersz, p. n. „Feierwerk życia ludzkiego“, w którym nietrwałość rzeczy ludzkich i różnorodność jéj objawów do sztucznych ogni przyrównał. Jest-to pierwszy, chronologicznie znany nam utwór Naruszewicza, treści gnomicznéj; warto go więc poznać dokładniéj, zwłaszcza, że zbyt długim nie jest:
Świecie! gdy się twym sprawom przypatruję,
Żadna mi rzecz ich żywiéj nie maluje,
Jak głupich ogniów nietrwałe gromady,
Co po powietrzu jasne czynią ślady.
Składasz się z ludzi odmiennych kolorów,
Różnych postaci, obrotów, humorów,
Wabisz na chwilę, ale dymem oczy
Pożerasz, który twoja piękność toczy.
Jeden z twych ogniów, jak młynek się kręci,
Nie zna spoczynku zabiegów i chęci;
A chociaż w pracach swych nigdy nie zaśnie,
Na miejscu stoi i na miejscu zgaśnie.
Drugi podobny do płochego szmyrgla:
Warchoł, przewrotny, nie stąpi bez figla,
Narobi kłótni, pomiesza szkaradnie
Wszystko, a potym puknie i przepadnie.
Tamten zaś, który nie ma tyle siły,
By go przymioty duszne wynosiły,
Ledwo się porwie, jak niedobra raca,
Pada na ziemię i, co miał, utraca.
A ów obłudnik, ów zdrajca ponury,
Co na czas ukrył złośliwe pazury,