Jeśli na kruszcu twarz piękna i żywa
I oczy nęci i serce porywa;
Cóż kto miał szczęście widziéć, skąd jest brana,
Wdzięczne oblicze tak słodkiego pana?
Nie widać na nim, jakiemi się bogi
Ziemne warują, ani groźnéj trwogi,
Ni dzikiéj dumy, na któréj spojrzenie
Blednie od strachu śmiertelne stworzenie.
Bóg, co na polskim tronie go posadził,
Wszystkie w nim zacne przymioty zgromadził,
Że w nim wiernego mamy przyjaciela,
I króla razem, i obywatela.
On wie, że tronów nie tak mocne sklepy,
Ani tak strzegą hartowne oszczepy,
Jak miłość ludu i wiara życzliwa,
Czego nie wskóra potęga fukliwa.
Jego łaskawe serce niewymównie;
Co się doń garną, wszytkich kocha równie;
Ba! i z przeciwnych dobra się spodziewa,
I chętniéj samo cierpi, niż się gniewa.
Więc tym prawidłem wszytkie mierząc sprawy,
Te za najmilsze poczyta zabawy,
By dobrze czyniąc, jako Tytus drugi,
Liczył dni swoje łaski a przysługi.
Stąd owe dzielne dla dobra ojczyzny
Starania, aby w swojéj porze żyzny,
Kiedy się szturmy uciszą zawzięte,
Owoc odbierał za prace podjęte.
Lecz dobrodziejów takowa jest dola,
Jakie przymioty zwykła miewać rola;
Często ich płonne mylają nadzieje,
Chocia dłoń hojna gęste ziarno sieje.
Niezawsze w równi wdzięczność z darem chodzi.
Czasem się owoc obfitszy urodzi
Na polu, kędy oracz mniéj troskliwy
Rzadszym nasieniem chude posiał niwy.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/041
Ta strona została skorygowana.