Luboć i płodny ugor z przyrodzenia
I liczne ziarno bujnego nasienia,
Często w pierwiastkach pięknéj niknie trawy,
Gdy się zaburzy wicher niełaskawy.
Kto wiele nader rad o sobie trzyma,
Ten i największych łask w szacunku niéma.
Pełny sam siebie, pod zasług płaszczykiem,
Chce, by mu cały świat został dłużnikiem.
Próżno nań dary pańska sypie ręka;
Nigdy się chciwa nie natka paszczęka,
Pragnie ustawnie, a im więcéj zmyka,
Gorszego bierze postać niewdzięcznika.
Podobny morzu, gdy swe ruszy męty;
Darmo mu sternik drogie ciska sprzęty;
Rade, by nie wiatr przeszkadzał łaskawy,
Saméj oglądać zgubę pięknéj nawy.
Tak śliczne słońce, skoro się ocuci,
Lubo swój postrzał jasno-żółty rzuci
Na pierwsze zaraz i dęby i sośnie,
Ile ich w boru wierzchem w niebo rośnie.
Czyliż mu chętnie za tak dobroczynne
Podarki, dzięki oddają powinne?
Jeden i drugi miesiąc dobrze minie,
Nim się płód na nich jakowy rozwinie.
A choć i owoc jaki z czasem będzie,
Płonne to tylko szyszki a żołędzie,
Skąd ani ołtarz kwiatem się okryje,
Ani człek słodkim pokarmem utyje.
Ba, owszem i to często jeszcze bywa,
Że się rozrosszy puszcza nieżyczliwa,
W gęstym promyczki pańskie liściu więzi,
Rzucając pod nim z bujnych sklep gałęzi.
Samaby zabrać na się wszytko rada;
Mało dba na to, że większa gromada
Ziółek rodzajnych pod jéj gnuśnym cieniem
Mdleje, żywotnym nietknięta promieniem.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/042
Ta strona została skorygowana.