Siostro ma ukochana! wszakżem urodzona
Z téjże Mnemozyny łona:
Jeden nam przymiot chętna natura obiema
Dała: tyś poezya niema,
Ja wymowną zowię się malarką; a obie
W tymże kłamiemy sposobie.
Jeślić me skarby stoją niebronnym[1] otworem
Z całym obrazów przestworem,
Z których twój płodny pędzel boskim się zapala
Ogniem, a kunsztem Dedala
Niepoliczone świata dzieła i istoty,
Wiecznéj udawca roboty
Tworząc coraz, żywemi sny napawa oko;
Wywiń złocistą powłoką
Przybytek twój ukryty, a na mą cytarę
Racz kanąć[2] kropelek parę
Soków owych, któremi jak tylko nasiękną,
I nieme w niéj struny jękną.
Tobie, kiedy usiądziesz przy twórczym warstacie
W gwiazdami utkanéj szacie,
Skrzydlaty dowcip wespół z przyrodzeniem dzielnym
Płomyczkiem błyska[3] naczelnym,
Styrując raźnym szykiem dłoń misterną; czy to
W pierwotnych jeszcze ukrytą
Kreskach, wątłą wprowadzasz duszę na tablicę,
Czy kiedy w ciało i w lice
Pod życiolewnym palcem już narasta zwolna
Osnowa, brać farby zdolna,
A z niezgrabnych zalążków kształtna postać składnie
Zmysłem i chęciami władnie.
Więc i w bystro-promienne upuszona pierze,
Po rozlicznéj światów sferze,