Jego wdzięcznych promieni darem wszytko żyje,
Co twardy ląd wywodzi, mokry żywioł kryje,
W szklanych pławiąc wnętrznościach, i co wyżéj świata
Pierzystemi żaglami powietrze umiata.
Czy się z pieluch szkarłatnych dzień wywija cudnie,
Czy chłodny wilży wieczór, czy gore południe,
Równie świeci, i lubo spocznie morskim na dnie,
I z oczu i z pamięci długo nie wypadnie.
Tak kto swą wielkość ujął w mądréj miary prawa,
Nigdy w niéj w całym życia biegu nie ustawa,
Płochość ma bystry pochop, wzrost nagły, zgon skory;
Rozumny równo świeci od pory do pory.
Jeśli go ród z honorem nad ludzki stan niesie,
Mądrość w ludzkiéj równości trzyma go zakresie;
Tam tylko ukazuje pańską swą osobę,
Gdzie trzeba dźwigać przyjaźń, lub wesprzéć chudobę.
Zmiennym fortuny losem w lustrze swym zaśniadłe
Domy ze rdzy otarte, dźwignione upadłe,
Młódź szlachetna, biorąca polor z nauk gładki:
Te są dobroczynności jego jawne świadki.
Dom jego domem wszystkich, co są tego godni,
Czeladka dobrze płatna, poddani nie głodni,
Słudzy pewni nagrody. Słusznie o nim mniéma
Polska: szczęśliwy, kto się u drzwi jego trzyma.
Stąd, gdy innym wysokość stanu zawiść rodzi,
Żaden zawisny język w niego nie ugodzi;
Każdy mu z serca życzy lat czerstwych i długich,
Wiedząc, iż sobie żyjąc, żyje i dla drugich.
Takie mając, cny książę, całéj Polski chęci,
Nim podasz wielkie imię niezgasłéj pamięci,
Długo jeszcze domierzać będziesz, w zdrowie żyzny,
Kresu lat pożytecznych dla dobra ojczyzny.
Jasność spraw znakomitych, spokojność sumnienia,
Żywszym wieńcem skroń zacną coraz uzielenia;
Wdzięczność publiczna dłoni ku wsparciu nakłania,
A głos narodu starość leniwą odgania.
1772, VI, 55 — 64.