(Collegium Nobilium Varsav. Soc. Jesu).
Mogłoż kiedy to szczęście spotkać nasze progi,
By twe po nich, monarcho, deptać miały nogi?
Fortunne książąt gmachy, choć się im raz zdarzy
Widziéć w podwojach swoich promień pańskiéj twarzy!
Myśmy z sług twych najniżsi, ani możem żądać,
By słabe oczy miały na twój blask poglądać.
Ni takiemu gościowi znajdzie dom nasz wszytek
Miejsca; chyba że w sercu damy ci przybytek.
Ten ci więc otwieramy; lecz tam gościem, panie,
Nie będziesz, bo w nim dawno miałeś pomieszkanie.
Cóżkolwiekbądź, choć na twéj widzim złoto głowie,
I z ust twych praw czekają waleczni Lechowie,
W niczym ci nie uwłacza ta podła gościna:
Wszak i bogom odwiedzać ludzi nie nowina.
Nie zawsze, co swój pałac wyniósł nad obłoki,
Po gwiaździstych posadzkach Jowisz liczy kroki;
Częstokroć srebrnopiórym orłem uniesiony,
Wziąwszy postać śmiertelną, zwiedza ziemskie strony.
Ani, co przez niebieskie wozi światło znaki,
Pędzi zawsze Apollin poczwórne rumaki,
Czasem złote z swych skroni złożywszy promienie,
Śpieszy, gdzie Parnas z laurów czyni słodkie cienie.
Często nada z umysłu przykre złożyć troski;
Wszak od starań ani sam wolen rodzaj boski.
Ma co czynić w niebiesiech ten, co wszytkim włada;
Ma zwierzchność, co na ziemi tron jego zasiada:
Korona, jasność berła i blask z pereł mnogi
Cóż jest, jeśli nie ciężar? to tylko, że drogi.
Kogo na wyższym stopniu szczęście posadziło,
Temu więcéj frasunków i trosk przyczyniło.
Wiemy, jak ciężka przez się rzecz ludem kierować,
Cóż temu, kto chce z jego pożytkiem panować?
Dobrym zaś żaden nie jest z królów; chyba który
Łączy serce ojcowskie z powagą purpury.
Wielu było, co światu panowali w Rzymie,
A jeden August nosił słodkie ojca imię.