Wielu było Augustów; tyś jeden z téj kwoty,
Coś z imieniem Augusta złączył jego cnoty.
Ugasił on pożary, co je Mars był wzruszył,
I na własną krew groty zaostrzone skruszył:
Przywrócił sprawiedliwość i rząd miastom dawny,
Przyczynił skarbu, wygnał zbytek marnotrawny;
A szczękiem nienawisnéj broni które były
Uszły z Rzymu, za niego Muzy się wróciły.
Równie za ciebie, królu, swobodny Sarmata
Widzi w monarsze swoim Augustowe lata.
Już szaleństwo i co krew lać braterską rada,
Nie mogąc znieść twéj twarzy, precz uchodzi zwada;
Uchodzi, a z rozpaczy trzęsąc warkocz smoczy,
Wściekła, w pochodniach własnych kły pieniste tłoczy.
A pobożność ze zgodą zwiedza nasze niwy
I pokój, nosząc wieńce na głowie z oliwy.
Ni swawola w obłudnéj wolności maszkarze
Łamie praw, co przód lżyła trony i ołtarze,
Ni fawor z zyskiem podłym urzędy rozdawa.
O! jak wiele stąd złego kraj jeszcze doznawa!
Więcéj, niż nieprzyjaciel, ojczyznie swéj wadzi,
Kto się pnie na urzędy i bez zasług sadzi.
Chciał rządzić i Faeton cugi słonecznemi,
Lecz ten dar był ostatnią zgubą całéj ziemi:
Obrócił świat w perzynę, a upadkiem z nieba
Doznał, że chciał więcéj, niż dać mu było trzeba.
Precz stąd względy bez oczu, precz, zysku szkodliwy;
Teraz niech się spodziewa zdolny i poczciwy.
Wszak bez zasług rzecz próżna pukać w tego wrota,
Który, jeśli ma berło, to mu dała cnota.
Za niego i Kamenom lustr swój przywrócony
Będzie, a zaszłe prochem odezwą się strony,
I ojczystym językiem piejąc rymy swoje,
Zamienią nurt wiślany na kastalskie zdroje.
Ba, już się cała prawie Polska w Muzy zmienia,
Nucąc zewsząd dowcipne o swym królu pienia.
Ty tylko spraw, o Boże! by był długo żywy,
A daj początkom jego bieg równie szczęśliwy!