Z temi, Elżbieto, choć lat minie wiosna
I spędzi gładkość z ust jesień zazdrosna,
Zostaną w tobie milsze nad kwiat wdzięki.
Bo któż zglozuje dzieło boskiéj ręki?
Z tych tobie kwiatów, z osoby twéj własnéj
Zebranych piórem, daję bukiet krasny.
Ustąpcie, Muzy, z płonnym kwieciem Flory;
Droższe mi ogród dał Eleonory[1].
Czyliż w serdecznéj wytłoczone cieśni
Lać będziesz zawsze, lacka Melpomeno,
Łzy; do żałosnych opłakując pieśni
Klęski twéj matki jękorymną weną?
Że twój król dobry, twoje wszytkie stany
Ten ucisk znoszą, te niegodne rany!
Wszak i najtęższą człek zjęty niemocą,
W bólach niekiedy drobną folgę czuje;
Często lekkuchny sen przylata z nocą
I jad wewnętrzny spoczynkiem cukruje.
Niech dłoń weselsze kęs strony potrąca,
Nim przerwie radość, ach! burza wisząca!
Od północnego wróceni Tryonu
Do ziem ojczystych, kochani Polacy!
Przysiężna rado do pańskiego tronu,
Do krwie przezacnéj bracia i rodacy,
Jużeście z nami, darem téjże pani,
Która, kiedy chce, i leczy i rani.
- ↑ Ks. Czartoryskiéj, Kanclerzyny Lit.