Wszytka ta młódź przed tronem pańskim postawiona,
Miłością ojca swego z gruntu napojona,
I teraz chętnie serce swe może otwierać,
Że dla ciebie żyć pragnie, za ciebie umierać.
1771, IV, 104 — 112.
Kiedy nasz gaik z pączków pierwotnych
Wywijał listek papuży,
A zefir po nim na skrzydłach lotnych
Słodkie odprawiał podróży,
Pełno się w cienie garnęło ptaszków,
A pod wschodowe wraz słońce
I od szkarłatnych gil adamaszków,
I słowik nucił i dzwońce.
Gospodarz gaju, pan dobroczyny,
Zachęcał, czym mógł, śpiewaki,
Wabiąc skrzydlate do siebie gminy,
Rzucał im pszenicę w krzaki.
Mętne niestałéj Wisły odnogi
Takie słyszały śpiewanie,
Że gdyby się czas nie zmienił srogi,
Nie zajrzałaby Sekwanie.
Rzecz dziwna! sami krukowie czarni
Łabęcim nucili krzykiem,
Rarog dyszkantem z srebrnéj kanarni,
Czapla została słowikiem.
Teraz, jak w martwym wszystko milczeniu
Niemieje, kiedy gaj w biédzie,
Pan duma smutny, że w utrapieniu
I ptastwo za szczęściem idzie.