A Muzy pańskim okiem znowu w swéj nadziei
Otrzeźwione, zebrawszy pierwotną ochotę
I z tego ci przybytku, jako z Amaltei
Rogu, sypią na wieniec kwiaty krasnozłote.
Cóż za dziw? wszak na twój głos, pełen mocy żywnéj,
I martwy się powiewnym głaz szmaragiem śmieje,
Lód płomieniem zażega, biorąc tor przeciwny,
A w różany się szkarłat chętnie głóg odzieje.
Z téjże wonnego plonu ozdobnéj drużyny
Któreżby nie uwiło bukiet wdzięczne serce
Dla Nimfy z Lubomirza[1], zacnéj Sapieżyny,
Gdziem znalazł dom w słabości méj i poniewierce?
Na twoim, Ożarowski[2], tam wsparty ramieniu
Zaszedłem. O! bodajbym tym darem uczczony,
Wszak masz prawo w rozumie, cnocie i w imieniu,
Mógł cię między polskiemi ujrzéć Scypiony.
Ludzkość w was tryumfuje, lecz niemniéj i w tobie,
Godny ze wszech miar sławy, Strzelecki[3], obfita!
Nie podły nasz rywalu, dałeś znać w złéj dobie,
Że tak człowiek jest Pijar, jako Jezuita.
Niémasz nigdzie w śmiertelnym biegu téj przygody,
By z niéj korzystać baczna myśl nie miała kiedy.
Występki rodzą prawa, dają rozum szkody,
I mnie dobra myśl przyszła w pośrzodku méj biedy.
Ty, kochana ojczyzno, gdy każdy z twych dzieci,
W okropnym cię ratować wrzkomo pragnąc razie,
Na głos groźnych ukazów i twych żalów leci,
W żywym-eś mi pożaru stanęła obrazie.
Sili się bystry ogień; pełno wkoło ludzi.
Tamci próżnym bieganiem mieszają szkaradnie,
Ci stoją; obecne ich nieszczęście nie budzi,
A w powszechnym zamęcie, kto może, to kradnie.