Uszły te czasy na złamaną szyję,
Co nam rodziły czyste Lukrecyje;
Za Penelopy, wzór wstydu jedyny,
Sprośne się teraz rodzą Messaliny.
Czy się myśl moja w swych zapędach myla,
Czy się, starzejąc, świat coraz wysila,
Że ledwie widać, by które z płci białéj
Z starożytnemi damami zrównały.
Nie narażały owe-to mężatki
Małżonków swoich na srogie wydatki:
By dla wędrownéj z obcych krajów mody
Drugi ojczyste zaprzedał zagrody.
Twarz nie szukała ozdoby z bielidła,
Nie siały blaskiem na głowie trzęsidła,
Włos budowany w piętra, co blondyny,
Co są brabanckie, nie znał, pajęczyny.
Nie była nigdy ludziom na widoku
Nagość, trucizna poczciwego wzroku;
Nie zamiatały długiemi ogony
Ziemię z krwi kmiecéj kupione robrony.
Nie było słychać o żadnéj niewieście,
Aby samopas latała po mieście,
Tłukąc kołami niepotrzebnie bruki
I mrożąc biedne w późną noc hajduki.
Dopiéroż, aby, o świecie przewrotny!
W odzieniu męskim siadszy na koń lotny,
Harcować miała u boku z tasakiem
Pomiędzy gachów rozpustnym orszakiem!
Mąż jéj był świadkiem niewinnego życia,
Czy się bawiła w kącie koło szycia,
Czy dom sprawiała pilna gospodyni,
Czy się modlitwą bawiła w świątyni.
Ale Bóg za to prostactwo mniemane
Spuszczał na dom jéj skarby nieprzebrane:
Wszystko się w ręku mnożyło czeladki,
Liczne i pewne rodziły się dziatki.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/167
Ta strona została przepisana.