Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twéj chwale zdoła?
Kochanowski.
Cudnéj z siebie natury upominku luby,
Piękności bez wytworu, pociecho bez chluby!
Gdzie rozum saméj tylko szukając wygody,
Słomę z drzewem zostawił dla wiatrów i wody:
Domku jednéj z najpierwszych w narodzie bogini,
Jak-eś w mych oczach piękny; cóż przy gospodyni!
Takie pierwotni ludzie kochali przybytki;
Nim je duma przywiodła o szkodliwe zbytki,
Aby się nad śmiertelne niosąc przyrodzenie,
Pod gwiaździste piątrami wdzierali sklepienie;
A budując kosztowne pustki dla potomnych,
Ciężyli jarzmem srogim poddanych ułomnych.
Jeśli kiedy być może człek uszczęśliwiony,
Z czego się próżno chełpią i chaty i trony;
Jeśli próżny sen tylko gonim miasto rzeczy,
(Bo cóż jest, jeśli nie sen błędny wiek człowieczy?)
Szukajmy szczęścia tego; może się udzieli
Przynajmniéj w swym portrecie w domku Izabeli.
O, jak tu wszystko lubo! wszystko wabi oczy!
Podle stok jasny mokrym szkłem równinę broczy,
Tucząc żywną wilgocią zielone pobrzeże;
Skąd pola kwieciste i wspaniałe wieże
Pysznéj widać Warszawy z wyniosłemi mury,
Siadło królów, miast waszych kwiat, zacne Mazury!
Jako złota jutrzenka na modréj przestrzeni,
Gdy świat wielki ożywi darem swych promieni,
Zapada na spoczynek w oceańskie tonie;
Tak ona zajaśniawszy w ziemskich bogiń gronie,
W ulubiony odjeżdża kącik, aby nowem
Oczy blaskiem, a serce wiązała okowem.