Ze złotym w ręku sierpem, w pszenicznéj koronie,
Patrzy, jako jéj tysiąc na bujnym zagonie
Rośnie mędlów pod raźnym stu zamachem dziewek,
A sto kmieciów na przyszły radli łan zasiewek.
Szczęśliwe pomieszkanie! kędy rzadkim dziwem,
Sfornym spięta ze sztuką natura ogniwem,
Próżne czarnéj zazdrości, nabytków łakomych,
Bojaźni niespokojnych, trosków sercołomych,
Z ukochanym małżonkiem w ulubionym bycie,
Zdarza długie prowadzić i wesołe życie.
Tu często leśne bogi skoczne zwodzą tańce,
Gdy na tle lazurowym niezgasłe kagańce
Chłodny zażega wieczór: Satyry, Dryady
Opuszczają swe knieje z rozkosznemi sady,
Zażywając weselszych wczasów i ochoty,
Niźli je przynieść mogą mchem usłane groty.
Tu bystrzejszym polotem dni swobodne lecą,
Parne słońce mniéj szkodzi, jaśniéj zorze świecą;
Przyjaciele dobrani, poufalsze mowy,
Potrawy bez wymysłów, prosty sprzęt stołowy;
Śmiech z weselem, z ufnością, myśl smutkiem nie chora,
Obiad się nie odmienia w szkołę Pitagora[1].
Sama pani najsłodszą wszystkiemu podsytą:
Jéj serce dobroczynne z myślą niepokrytą
Obłudnemi pozory, jéj grzeczność zabawna,
Uniżoność poważna, mądrość niewystawna,
Jéj szczodrota tysiączną doświadczona próbą,
Nowym zawsze pociągiem i gości ozdobą.
Muzyka — fletnia wiejska; sen chętnie do skroni
Sam się tuli, gdy wietrzyk płochym liściem dzwoni,
Igrając po gałęziach swych skrzydeł obrotem.
Srogi hałas z niemiłym rączych kół chrobotem
Został za okopami; niechaj się w téj wrzawie
Cieszy, komu w fałszywéj lubo żyć Warszawie.
- ↑ Gdzie trzeba było milczéć kilka lat.