Tyś szczęściem domów, matką świętej zgody,
Ty utrzymujesz w pokoju narody:
Ty gładzisz spory, ty pola obfite,
Ty czynisz większym dobro pospolite.
Więc którykolwiek sławie méj uwłacza,
Że przyjaźń moja z granicy wykracza;
Niech, proszę, złoży błędliwe mniemanie,
By mię opaczne martwiło gadanie.
Jako nie mierzę drugich własną piędzią;
Tak sobie jestem i pragnę być sędzią.
Nie dbam na ludzkie języki; a tobie
Sprzyjam, cna pani, nim ulegnę w grobie.
(Z okazyi otrzymanego tego probostwa).
Z jasnego dworu, gdzie twój promień złoty
Dojrzał mię w ziemi, dobył i oczyścił,
Stawiać pomiędzy szereg rymoploty,
Bym z publicznego szacunku korzyścił:
Oto mię, królu, (bom jest dzieło twoje)
Na kąt posyłasz i wieśniacze znoje.
Już się od piórka i słoniowéj fletnie
Do sierpa, widzę, brać trzeba w tym czasie;
A com wprzód zrzynał, uwieńczony świetnie,
Z lauru gałązki bujne na Parnasie;
Kładąc je pod twe dobroczynne stopy,
Przyjdzie szykować ścięte w mendel snopy.
Wzgardzony tłumnéj wygnaniec Warszawy,
A miedzy brudne policzony kmiecie;
Rolne mą będą zabawką uprawy:
Znać, żem na wielkim nie wart mieszkać świecie.
Lecz i w tym przecie osadzony stanie,
Śpiewać cię będę, najłaskawszy panie.