Twardsza nad wszystkie cierpliwość oręże,
Kiedy ją rozum swym hartem ustali,
Tysiączne z czasem przebije pawęże.
Niechaj się duma nie wiem jako chwali;
Musi nit puścić. A od czegoż pani
Wszystkiego zmienność, co leczy i rani?
I ta moc bystra Wisły piasko-mętnéj,
Co płowym nurtem wilgie iły porze,
Tysiąc rzek zjadła w podróży zakrętnéj,
Przecież jéj przyjdzie wpaść w silniejsze morze.
A jak się znurzy, pozna, tonąc w głębi,
Że jest mocniejszy, co i mocnych gnębi.
Waży na szali, jako piaski liche,
Niepoliczone pan wieków narody,
A za nieszczerość, zawiści i pychę,
Zdejmuje z jednéj, co był dodał wprzódy,
I znowu potym, gdy się pora poda,
Pełną wysypie, a do próżnéj doda.
Locz[1] czasy jego otchłań nieprzebyta
Przed znikomemi oczyma ukrywa.
Sroży się człowiek, ciśnie, gwałci, chwyta,
A kara za nim wlecze się leniwa,
Niosąc dłoń krzepką na łupu wydarcie,
A gąbkę na to, co pisał, zatarcie.
Wolę z niewinnym chwilę cierpieć wielce
I choć w nieszczęściu mieć ręce omyte,
Czekając, aże tłukąc po kropelce,
Łzy me przekują nieba z miedzi lite.
Każdy mi powie, żem zdrowiem przypłacił,
Alem szczęśliwy, bom cnoty nie stracił.
Szczęśliwsze twoje niewolne kajdany,
Ofiaro dumy niejeden, cny królu,
Nad złote owe, co je wlókł rydwany
Wjarzmiony świata krąg do Kapitolu.
Próżność dziś na te widoki wykrzyka,
A mądrość oczu z ludzkością umyka.
- ↑ Błąd w druku; powinno być – Lecz.