I siebie i nas czas mieni, co leci;
Grałem dwa akty, już zaczynam trzeci.
Koniec dla wszystkich jeden: piękna sława,
Kto dobrze daną osobę udawa.
Służąc pod waszym dotąd wiernie znakiem,
Żaden mię świętym nie nazwał próżniakiem,
I w téj odmianie szatnéj mego stanu
Będę rad służył ojczyznie i panu.
Tak w miękką wełnę robaczek bogaty,
Skąd mają przędze misterne warstaty,
A napoiwszy kosztownemi soki,
Robią z nich ciałom udatne powłoki, —
Skoro dopełnił nadobnéj roboty,
Lekkie do barków swych przypina loty,
Rzuca kąt stary, a nowy gość świata
Swobodniéj sobie po powietrzu lata.
Żaden rzemieślnik nie łaje mu za to:
Szczerze pracował i wiosnę i lato.
Skończył swe dzieło, a za trochę liści
Niechże kto drugi da więcej korzyści.
Muszę się z wami żałośnie rozbracić.
Jeśli nie mogę do końca wypłacić
Hołdu wdzięczności w zakonnéj gromadzie,
Łzy wam i miłość oddaję w zakładzie.
1778, VIII, 292—5.
Młodziuchny synu wieczności sędziwéj,
Co duch z pełnego źrzódła zawsze lejesz,
W starości z czoła zganiając włos siwy,
O lekką ścianę młodniesz i więdniejesz,