Zawsze duma obcemi nastrojona duchy
Wzniecała na swe pany krajowe rozruchy,
I pod płonnym pozorem praw swoich obrony,
Niszcząc własne, sąsiedzkie bogaciła strony.
Poznajemy, monarcho! z jakiego ta burza
Na ciebie i na twój kraj źrzódła się wynurza,
I to nas srodze boli, że będąc niewinny,
Doznawać skutków musisz nienawiści gminnéj.
Lecz masz na to lekarstwo pewne z doświadczenia,
Wiesz, żeś dobry król. Ciesz się z takiego sumnienia.
To twój sędzia; ten gdy ci wiernym świadkiem, panie,
Gardź tym, jeśli nienawiść ma błędne mniemanie.
Niech swe gryzie przeklęta i szarpie pochodnie.
Wszak to jéj cnota z każdéj cnoty czynić zbrodnie
I nawodzić żałobną barwą świetne sprawy,
Że sama jest okropnéj i czarnéj postawy.
Nie są wolne od jéj strzał monarchów stolice;
Bije bez braku w domy ludzkie i świątnice.
A ktoby pytał, czemu? odpowiedziéć snadno:
Bądź złym, a strzałą o cię nie zawadzi żadną.
Lecz czyliż, że cię okiem wszędy ściga krzywym
I zajrzy twym niewinnie postępkom cnotliwym,
Masz zaniechać, coś począł, i tępiąc ochotę,
Sam niejako twą własną prześladować cnotę?
Królu! słabych-to tylko umysłów upadać,
Nie twego, który samym szczęściem umie władać,
I kierować potrafi równie cnoty styrem,
Czy morze Austrem szumi, czyli śpi Zefirem.
Kończ twe o nas starania, nim szturm szyję złamie,
A wierne cię zupełnie Twórcy dźwignie ramię;
Pomnąc na to, bezpieczny w niewinności zbroi:
Złość się burzy, gmin gada, mądry zawsze stoi.
1771, IV, 367 — 378.