(W czasie suszy napisana).
Córy wielkiego płodne oceanu,
Ożywce mego łanu,
Czyste kryształy, lane z chłodnéj rosy,
W których wódz złotowłosy
Nawrotnych wieków, zatoczywszy krasną
Tęczę, twarz pławi jasną,
Cóżkolwiek wasze zatrzymuje kroki,
Stokroć żądane obłoki!
Czy to w rodzinnym spoczywacie łonie,
Czy gdzie swe Wisła tonie
Ukrywa, zdroje czerpiecie obfite
W wanienki złotolite,
Gotując skarby, nieopłatne drogim
Kruszcem, kmiotkom ubogim,
Przybądźcie rychło; oto was świat wzywa,
Co prawie dogorywa
W smutnych pożogach; za podarek wielki
Żebrze wody kropelki.
Chełznajcie skrzydła Zefirów powiewne,
A na te pola siewne
Patrzcie, w co idą prac naszych zawody.
Ptaszek nie ma gospody,
Zwierz płochy pastwy szuka, a człowieka
Blady głód w zimie czeka.
Wszystko pod ogniem w martwéj stęka ciszy:
Wietrzyk zaledwo dyszy
W zgorzałym liściu, a suchéj jabłoni
Płonną gałązką dzwoni.
Więc Narew z Bugiem, co wprzód bystro biegły
Za brzegi, na dnie legły
Z urny srebrnemi, zostawując nagle
Piaskom maszty i żagle.
Chodzi żałosna po ogrodach Flora
Od rana do wieczora,
Patrząc, jako jéj wychowanki wdzięczne
Znoszą skwary miesięczne,