Ockni się, martwy leniu, o ty cząstko świata
Dzielnego na pół skrzepła! czemu próżne lata
W marnéj grążysz gnuśności? Czas płynie; ej może
Jutro ci w zimnym zmroku śmierć uściele łoże!
Rozumnym się być mienisz: rozumże to zdrowy
Nic nie czynić, i w tęgie wprzęgać zmysł okowy?
Człek się rodzi do pracy; kto czas traci marnie,
Tak żyje, jak ów, co go sen wieczny ogarnie.
Patrz wokoło na dziwne rąk przedwiecznych czyny,
Jak się krągły świat dźwiga zgodnemi sprężyny.
Nic tam próżno nie stoi; wszystko dzielnym ruchem
Toczy się, jakby jednym ujęte łańcuchem.
Wiatr powietrze, powietrzne wodę czyszczą wiewy,
Woda rodzajnym sokiem ziemne tuczy krzewy;
Ogień tyle gwiazd żywi niedościgłych okiem,
I tym, którym ożywia, sam żyje obrokiem.
Ty sam, ozdobny darem wiecznéj duszy rzadkiem,
Mniemasz, żeś na ten okrąg wtrącony przypadkiem;
I jakbyś chciał natury stargać węzły wieczne,
Pędzisz Bogu i ludziom dni nieużyteczne.
Nimeś świat ujrzał, już ci służąc ludzka sprawa
Dźwignęła z ziemi miasta, ułożyła prawa;
I tysiącznych lat trudem ucząc się, przyniosła
Z dowcipnemi kunsztami potrzebne rzemiosła.
Dach, którym się zasłaniasz, dom, kędy się kryjesz,
Szaty, które cię grzeją, pokarm, którym tyjesz,
Wszystko ci w pamięć wraża, abyś równie i ty
Korzystając z prac cudzych, był téż pracowity.
Tyleś winien ojczyznie, cóżeś zrobił dla niéj?
Ach, jak ci to wspomnienie samo, serce rani!
Chceszli tego niewdzięczny; by ona na potem,
Zamiast śmierci, nad twoim płakała żywotem?