Nie tyle razy faworyt we dworze,
Ni się przyjaciel odmienia kupiony,
Nie tyle gładka kokietka w humorze,
Nie tyle kruszec w Prusach przetopiony, —
Wielem na różnych palcach ja połyskał.
Czasem mój dawca stracił, czasem zyskał.
Niémasz na świecie, jak polska korona,
Gdzieby tak wiele dary mocy miały.
Ja-m dawał liznąć prałatom symona,
Ja-m zrywał sejmy, burzył trybunały,
A z jednéj ręki przechodząc na drugą,
Cuda-m wyrabiał przedajną usługą.
Blaskiem mym tknięty, mownie patron szczeka,
Choć sprawa była w prawdę nieobfita.
Ja-m w szersze gorsy panienki przewlekał
I potajemne wydawał sancyta.
Kto mię darował, był pewny wygranéj;
Sam Judasz został kanonizowany.
Błądząc po różnych ludziach, jak po lesie,
Trafiłem — wstyd i mówić naostatek —
Gaszek mię jeden oddał swéj metresie
Na długich potym miłości zadatek.
A ta na starość zostawszy dewotką,
Przecież mą dolę uczyniła słodką.
Ociec Gaudenty, który mądrze radził,
By jéj zbawienie otrzymała dusza,
W złoty mię wieniec misternie osadził
Na skroń świętego Dezyderyusza.
Lecz i tu, widzę, niedługie me byty;
Puszczono goło święte Jezuity.
1776, XIII, 247 — 251.