Niech mu dni wieczność pisze stotysięczne,
Miłość stworzenia wyprowadza wdzięczne.
1777 XVI, 91 — 3.
Mądrości! o ty pierwsza w rzędzie miedzy bogi,
Zstąp z gwiaździstych pałaców na ziemskie odłogi;
Oświeć wdzięcznym promieniem błędnego człowieka,
Kędy ma szukać szczęścia, i gdzie go to czeka?
Bo jakiżkolwiek żądzom swoim kres naznacza,
Nigdy go nie doścignie, zawsze z drogi zbacza;
A dążąc oślep próżnym pozorem zmamiony,
Tam się mniema, gdzie nie jest, być oszczęśliwiony.
Skąd ten kupiec łakomy powraca przez morze,
I słone zapienioną sztabą nurty porze?
Okrył żeglowne pola naw tysiącznych kwotą,
W które Paktol i Ganges swoje przelał złoto.
Pewnie się z tego błędny szczęśliwym poczyta,
Że bliski lądu, ręką prawie portu chwyta?
Oto grzmi groźne niebo, szumne wrą odmęty,
Ledwo sam z duszą umknął, stracił wszystkie sprzęty.
A ty, co bywszy przedtym ostatnim gołotą,
W sute lamy się stroisz, tłoczysz w kufry złoto;
Nie chlub się z marnéj doli, że cię z szarapatki,
Wywlokszy, okrył Plutus licznemi dostatki.
Wiesz-że, co są twe skarby, co łakome zyski?
Oto łzy nędznych kmiotków i krwawe uciski:
Za co ci w dzień i w nocy nie dając ulżenia,
Szarpie nieszczęsną duszę brzydki sęp sumnienia.
Bierz sobie skarby błahe, fortuno znikoma,
Któremi się nie natka nigdy chęć łakoma,
Cierpiąc nędzę w dostatkach: jak ów, co przy bagnie
Stygowym siedząc, Tantal bez ustanku pragnie.