Ledwoś ją ujrzał, ledwoś pogadał,
— Ach! jest co poznać, z kim gadać —
Aż, coś tak dzielnie orężem władał,
Sam sobą nie umiesz władać.
Gdzie owe duchy, co śmierci na sto
Patrzały, jak na biesiadę?
Przed piękną rycerz mdlejesz niewiastą,
Straciłeś serce i radę.
Nad zapalczywe Marsa łoskoty,
Nad hartem uporne zbroje,
Z ust jéj sypią się tysiączne groty,
A z oczu zaś tyle troje.
Lecz nie tak na cię nielitościwy
Bożek, aby nie darował.
Już ci dał oto, czegoś był chciwy;
Będziesz z nią razem wiekował.
Dał ci z nią pewne uszczęśliwienie,
Ciągłą radości osnowę;
Podporę domu i pomnożenie,
Dał lepszą życia połowę.
Wdzięczny mu za to, nie łaj już więcéj,
Ani zarzucaj do kąta,
Co mu nad inne sprzyjał goręcéj,
Służeczki Anakreonta.
Dopuść, niech w czasie tak słodkiéj chwili
Cokolwiek trefnie zanuci:
Mars cię, gdy przyjdą lata, omyli,
Ale miłość nie porzuci.