Zima.
Nos ubi decidimus, pulvis et umbra sumus.
Rozkoszna chwilo jesiennéj pory,
Którą bieg czasu już porwał skory,
O, ktoby mi dał skrzydła tak lotne,
Bym mógł twe cofnąć cugi niewrotne!
Jako spuszczony z tęgiéj cięciwy
Do celu pocisk leci pierzchliwy;
Tak, co mię cieszył wdzięcznym widokiem,
Niedoścignionym zniknął czas krokiem.
Od północnego ostry Boota
Gwiżdże wiatr w uszy i śniegi miota.
Ledwo w południe ciepło Tytana
Czuć, który w lecie ogniem tchnął z rana.
Rącze kryształów wodnych woźniki
Noszą na grzbietach ładowne bryki;
Umilkł gwar miłych ptasząt pieszczony,
Same po dachach wrzask czynią wrony.
Lecz mię to przecie nie tak dolega,
Że śliczna pora od nas odbiega;
Nadejdzie znowu, jak miną lody,
Czas, co osypie kwieciem ogrody:
Ale na ciebie, nędzny człowiecze,
Gdy się starości zima przywlecze,
Zetnie krew w żyłach, nabawi śrzonu;
Nie spędzisz śniegu z włosów do zgonu.