Piłem jak wodę, ledwom nie brodził
W niesytéj nigdy miłości;
Lecz widząc, żem się stąd nie ochłodził,
Poznałem, iż to próżności!
Wystalszy rozum z męskiemi laty
Innym mi radził pójść torem;
Żądałem liczne zebrać intraty,
Jasnym górować honorem.
Aż pracowity wiek bez użycia,
Niesmak, tęsknota, zazdrości,
Nauczyły mię przy zgonie życia,
Iż to są wszystko próżności.
Nosząc do chluby serce pochopne,
Szukałem z nauk imienia:
Puściłem w knieje myśl niewytropne
Ukrytego przyrodzenia.
O mgło wieczysta! mętne ciemnoty!
Darmo w was mój rozum szuka.
Chętnie się do méj cofam prostoty:
Próżność jest i nauka.
Cóż mi stąd, że sydońskim ozdobny szkarłatem
Na szali mych rozkazów drżącym ważę światem;
Że mi liczny poddańców tłum kolana nagnie:
Jeśli ni mój zmysł sytszy, ni serce mniéj pragnie?
A w téj szczęścia nadziei, którą w sobie wzniecam,
Bardziéj się nią zaślepiam, niżeli oświecam.
Ścigałem téj obłudy kroki niestanowne,
Stawiąc gmachy, od cedru i złota kosztowne,
Tam gdzie płynnych kryształów podziemnych naciskiem
Sto zrzódeł poigrawa szemrzącym wytryskiem.
Szukałem w głosie syren; lecz wszystko daremnie:
Nie mogłem znaleść szczęścia; bo nie było we mnie.
Pewien, że kiedyż przecie innym trafię szlakiem,
Puściłem gończy umysł za przewodnim smakiem:
A kontent, żem już trafił na trop jego bliski,
Ponurzyłem mój rozum w czasze i w półmiski.
Lecz i ten osłabiony stępiał z apetytem:
Potrzebą tylko stoi rozkosz i dosytem.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/291
Ta strona została przepisana.