Jak to jest, książę, w wolnym narodzie
Nabyć dobrego imienia?
Odbierasz za to w winnéj nagrodzie
Przyjaźń i wierne życzenia.
Siedlisko twojéj Łowicz godności,
Takiego nie widział świata.
Niepoliczonych ogląda gości,
A czoło króla i brata.
Że umiesz ująć ludzkością w domu,
Dźwigasz przyjaciół potężnie,
Nie obiecujesz próżno nikomu
I słowa dotrzymasz mężnie;
Garnie się każdy chętnie ku tobie,
Pełen niechybnéj nadzieje
Wsparcia w potrzebie, folgi w żałobie,
Kiedy los przykry zawieje.
Tym-to sposobem ojcowie dawni
Ziomków do siebie wabili,
A w spólnéj zgodzie mężni i sławni,
Onych i siebie bronili.
Wszak na to pierwszym w kraju imieniem
Starszych współbraci nadał,
Ażeby pod ich słabszy ramieniem
Bezpiecznie sobie usiadał.
Tak rozłożysty cedr na przestrzeni
Wierzchołek ku niebu wspina;
Pod nim się drobna trawka zieleni
I dobroczyńcy ugina.
Ten zaś, co tylko wielkim dla siebie,
Cóż ludziom z jego wielkości?
Rzuca promienie księżyc po niebie,
A chłodno z jego jasności.
Sam sobie pyszny, jak owe strychy
Bystrego Nilu nadbrzeżne,
Kędy i chróścik nie wzrośnie lichy,
Łożysko zwierząt drapieżne.
Złote bałwany, któż się wam będzie
Kłaniał i palił kadzidła?
Czy że za stołem waszym usiędzie
I naje martwego bydła?