Nie bądźmy sobie podli, a zwodźcom podchlebni.
Kiedy będziemy mocni, będziemy potrzebni.
Bez siły wszystkie dla nas nadzieje sąsiednie
Są-to mary polotne i powabne brednie.
Któż nam kiedy z nich dobrze uczynił, lub życzył?
Bił czołem w jamie chłopu wilk, co go skaléczył.
A kiedy wolnie wyszedł, co pierwéj barana
Porwał mu na oborze — zjadł samego pana.
Sejm bliski, króla chęci mądre i życzliwe,
Ochoczy naród posły wyprawia gorliwe.
Czyńmyż dzielnie, a wspólnie, co czynić w téj dobie
Każdy winien krajowi, a w nim razem sobie;
Bo kiedy czas ten marnie pogodny uleci,
Ojczyzno! własne twoje zabiły cię dzieci!
O z wieków cudotworny synu byczéj skóry!
Złych duchów egzorcysto, poprawco natury!
Stróżu durnéj młodości, proszku doskonały
Na upór, muchy w nosie, miłosne zapały,
Pod jakimkolwiek słyniesz na świecie imieniem,
Czy cię kozak plecionym nazywa rzemieniem,
Czy Lach — basem bolesnym, lub swym obyczajem
Dziki z Krymu pohaniec ochrzcił cię nahajem:
Tyś był wszystko przed czasy; choć gruby Sarmata
Nie wysyłał po rozum do obcego świata
Swych dzieci, ale przodków chwalebnym nałogiem,
Bez wielkich kosztów miewał kańczug pedagogiem.
Moc twoja, jak misterne dłóto, pracowicie
Krzesząc wiory, i w martwe pieńki wlewa życie.
Ty polor, ty lustr dajesz i wdzięki powabne,
Ty w grzeczną młodzież Bartki zamieniasz niezgrabne.
Rura, niechluj, basałyk, wnet Francuzem został,
Gdy go z kołka makarem pan ociec wychłostał.
Gdzież twe szerokowładne znikło panowanie?
Płaczą rzewnie strapione Boćki i Ormianie.