I skrzydeł, wszystko pierze, a choć drzwi zamknięte
Były, trafiło dziecko na paluszki wspięte
Klamkę sobie podważyć i wypuścić ptaczka.
Poleciała dzierlatka biedna nieboraczka:
Poleciała, żałośnie świergocząc nad chatą!
A mnie się prawie serce wpół krajało na to.
Owóż pociecha dla nas. Sądź, co to za głowa,
Co to będzie za umysł, jeśli się wychowa?
To mię, kochanku, trapi; to mię srodze boli.
Dopuściłżeś się takiéj w dzieciństwie swywoli?
A jam sobie wróżyła, nieszczęśliwa matka,
Że mój Antoś miéć będzie nieboszczyka dziadka
I tatulową dobroć: kochałam go przeto
Tak mocno. Bóg cię skarał, niebaczna kobieto!
— „Przestań, miła Małgosiu, płakać! otrzyj lice.
Nie bój się! zawsze ma Bóg na dobre rodzice
Otwarte oczy swoje; jest jego na świecie
Czująca sprawiedliwość. Jeżeli to dziecię
Ma być złym, nie dopuści, aby było żywe.
Zdejmą z nas ciężar ręce jego litościwe!
Przystąp do mnie, mój synku, niech cię ostatecznie
Strapiony ociec jeszcze uściśnie serdecznie!
Dobrze czynisz, że płaczesz, ja téż płaczę na cię.
Daj rączkę, przyłoż ją do serca twemu tacie.
Oto miejsce, gdzieś mieszkał dotąd, dziecię moje!
Kochaliśmy cię, jako źrzenicę, oboje.
To było nieszczęściem naszym, lecz już mieszkać daléj
W nim nie będziesz; jużeśmy kochać cię przestali.
Cóż ja niebaczny mówię? darmo, darmo grożę;
Będę cię zawsze kochał, żal mi cię, nieboże.
Ale czyż można kochać takiego? strach bierze
Przeklinać go... Pozbieraj, Małgosiu, to pierze,
A powieś je zebrawszy owo tu na belce.
Kiedy to dziecko znowu zaczniem kochać wielce;
Spojrzawszy na te piórka, słuszny gniew nas wzruszy,
Byśmy tak srogiéj nigdy nie kochali duszy.
Rozumiesz, że to biedne ptaszę (siądź tu przy mnie)
Rozumiesz, że to biedne ptaszę, które w zimnie
Już pono obumiera; mróz do naszéj chaty
Przygnał? nie, moje dziecię! nieprzeżyty laty
Wiecznemi twórca niebios, twórca przyrodzenia,
Co ma pieczą tak koło ptaszego plemienia,
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/335
Ta strona została przepisana.