Wszystko szło mi szczęśliwie, wszystko jako z płatka.
Była bogata chatka, poczciwa czeladka.
A któż jeszcze wyrazić radość owę zdoła,
Gdy mię nadobne dziatki obsiadły dokoła,
Kiedym jedne prowadząc za drobniuchne ręce,
Uczył bezpiecznie stawiać stopki niemowlęce;
Drugie skacząc na łonie z uciesznym pośpiechem,
Bawiły płochą mową i wdzięcznym uśmiechem?
A ja patrząc na owe płonki młodociane,
Myślałem sobie w sercu: póki lata rane,
Póki rószczki niedoszłe, póki listek wąski,
Trzeba miéć pieczą o was, drogie me gałązki!
Będę was od wszelkiego trafunku ochraniał,
Krzosał, odwilżał, czyścił, przykrywał, zasłaniał.
Wiem, że Bóg dobrotliwy ziści me nadzieje:
Każda się z was bujniejszym liściem przyodzieje,
Każda setny da owoc, a wasze téż cienie
Dadzą starości mojéj słodkie przygarnienie.
To myśląc, do serca-m je uprzejmie przytulał
I częstom się w tych myślach hojnie łzami ulał.
Teraz, gdy już pod twoją opieką urosły,
Twórco mój, i niepłonne owoce przyniosły;
Ciesząc się z trosk podjętych i z łożonéj prace,
Czekam, póki śmierć w domek mój nie zakołace.
Tak właśnie rosły moje najmilsze pociechy,
Jako oto te gruszki, oto te orzechy,
Com je przed laty, by mi skwar letni nie wadził,
Około chatki mojéj we dwa rzędy sadził.
Teraz, gdy roztoczyły szerokie ramiony,
Mam z nich w jesieni owoc, mam w lecie zasłony.
Tyś sama, ty trosk moich, ty żalów jedyną
Stałaś się, ukochana małżonko, przyczyną!
Ty bieg radości trwałych, niestety! przerwała,
Gdyś mi z oczu w podziemne kraje uleciała.
Pomnę, ach! pomnę, kiedy przy ostatnim skonie
Złożyłaś napół martwą głowę na mym łonie;
Kiedym struchlałą ręką oczy twe zawierał
I z tobą razem z srogich frasunków umierał.
Już to dwunasta wiosna mija od téj daty,
Jak twój grób łzami zlewam i sypię nań kwiaty;
Lecz wkrótce dzień wesoły, dzień przyjdzie fortunny,
Co me kości położy obok twojéj trunny,
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/345
Ta strona została przepisana.