A te serca, co w ślicznéj wiek spędziły dobie,
I po śmierci spoczywać będą w jednym grobie.
Kto wie, kto kiedy boskie zbadał tajemnice,
Jakie życiu ludzkiemu zamierzył granice?
Może i dziś (ty sam znasz, nieśmiertelny Panie!)
Skołatana starością łódź u brzegu stanie.
Różnemi się sposoby śmierć o człeka kusi:
Młody może, lecz stary prędzéj umrzéć musi.
Cóżkolwiekbądź, dziękuję-ć, święta Opatrzności!
Żeś wiek mój aż ostatniéj podała starości.
Ta miękka włosów wełna, ten blask śnieżnéj brody
Nie są-ż to najgłówniejsze łask twoich dowody?
Jeden wziął skarby drogie, drugi imię świetne,
Najwięcéj, co ze zdrowiem wziął życie stoletne.
Wietrzyku! co tu sobie lekko polatujesz,
Jedne ziółka kołyszesz, a drugie całujesz,
Nie gardź tą siwą bródką, a przez wdzięczne wianie
Daj téż jéj nad miód słodszych ust pocałowanie.
Szacowniejsza ta starość, ten wiek ubielony,
Niż w misterne pierścienie warkocz utrefiony
Udatnego młodzieńca, lub kiedy roztoczy
Cudniejszy włos Cytera Argusowych oczy;
A z czoła powabnego i brwi jasnozłotéj
Rani serca pochopne żarzystemi groty.
Niechże ten dzień wesela mojego dowodem
Będzie, niech uroczystym jaśnieje obchodem.
Zbiorę me dziatki, wnuczki, z prawnucząt orszakiem,
I te, co są w pieluchach, i co pełzną rakiem.
Oddam dobroczynnemu hołd powinny Bogu,
Zbuduję z darnia ołtarz u méj chatki progu.
Otoczę różnofarbnym wieńcem siwe skronie,
A drżącą ręką brząkać będę na bardonie.
Wszyscy staniem wokoło, a na dziękczynienie
Za wzięte dary słodkie uczynimy pienie.
Potym stół posypawszy kwieciem, jeść ofiarę
Upieczoną będziemy i pić wino stare.
To wyrzekszy staruszek, wrócił się do chatki
Budzić na spólny pacierz jeszcze śpiące dziatki.
A już i słońce ruszać poczęło z-za chmury
I z grzędy pozlatały na dół czujne kury.
1770, I, 395 — 405.