A w ciekących kryształach oczki mając wryte,
Muskały gładkich szyjek wdzięki złotolite.
Tymczasem czujny kogut z czerwonym szyszakiem
Chodząc pomiędzy kwoczek czubatym orszakiem,
Godzinyby opiewał i powietrzne zmiany,
Lepiéj niźli kalendarz gdzieś tam drukowany.
A ja siedząc na ganku z ulubioną pastwą,
Wabiłbym, potrząsając, przyuczone ptastwo;
Anibym się dziwował walczącym o ziarno,
Gdy się ludzie rozumni tłuką o rzecz marną.
Na wierzchu drzew w poranek i wieczory chłodne
Latałyby bezpiecznie ptaszęta swobodne,
Wabiąc się wzajemnemi po gałązkach krzyki
Do żeru wzajemnego i spólnéj muzyki.
W kąciku méj ubogiéj spokojne zagrody
Będą pszczółki do ulów smaczne znosić miody.
O jak to miło patrzéć na rzeczpospolitą,
Tak zgodną w cząstkach swoich i tak pracowitą!
Tu wszyscy spólnie robią: wierna strzeże rada,
Jeśli który daremnie trąd[1] miodu nie zjada;
Jeden rządzi wszystkiemi, a dobrocią rzadką
I królem jest swych dziatek i kochaną matką.
Niech-no tam obcy szerszeń gdzie nogę postawi,
Zaraz go obu skrzydeł czujna straż pozbawi,
I zewsząd bitny żołnierz będzie mu doskwierał,
Aby więcéj do cudzych ulów nie zazierał.
Bo wszelakiego szczęścia pierwszym jest początkiem
Zgoda z pracą i trwałym złączona porządkiem.
Na tyle-bym założył, choć nie według mody,
Niewielki dla domowéj ogródek wygody.
Nie byłoby w nim owych misternych wykwintów,
Gęstoliścich szpalerów, krętych labiryntów;
Co tylko łudząc marnym kształtem błędne oko,
Bez pożytku pieniądze z kieszeni wywloką.
Tuby mi dorastały i bujno i wcześnie
Gruszki, jabłka, orzechy, i śliwki, i trześnie;
Byłby i wina krzaczek i słodkie morele.
Gdy mię mój drogi Dafnis odwiedzi w niedzielę,
Jemu tylko samemu te chowam przysmaki,
Bo on u mnie gość pierwszy, gość nie ladajaki.
Tubym sobie usiadszy przy pełnéj szklenicy,
Patrzał z cienia, jak rześko kopią ogrodnicy.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/348
Ta strona została przepisana.