Nie inaczéj, kiedy się niebo mgłą zamroczy,
A na nim się z farb dziwnych piękny krąg zatoczy,
Zadumiane się swemu obrazowi dziwi
Słońce, a on się jeszcze tym bardziéj przeciwi,
I podrażnia złotego twórcę zdradą jasną,
Póki kradzione wdzięki z czasem nie zagasną.
A jako, gdy pies letni ognie swe wywiera,
Liche ziółko z upału prawie obumiera;
Tak me ciało zmęczywszy okrutnym płomieniem,
Z krasnego dziecka miłość uczyniła cieniem.
Stępiały światła ocząt, zgasły ust rubiny,
Zwisły w pierścień trefione włosów pajęczyny:
Który się na mym licu blask ozdobnie żarzył,
Mróz śmiertelny wstydliwych róż do szczętu zwarzył.
A co jeszcze zostało wątłéj życia przędze,
Ucięły zgubną stalą niezbłagane jędze.
Na mą klęskę żałosne Najady pobladły;
Smutne kwiaty z nadobnéj barwiczki opadły;
Gaj pożółkniał, co się wprzód wesoło zielenił;
Strumień łzami nabrzmiały srodze się zapienił;
Echo mdlała postokroć żalem niewymownym,
Nie mogąc już mię bawić swym głosem odzownym;
Sam Zefir obumierał, ani zwykłym lotem
Osuszał martwym czoło uznojone potem.
A Dafnis, co się podle trzody fletnią bawił,
Tak śpiewał, gdy mi z miękkiéj grób darniny stawił:
„Komuż z tak głuchéj serce los wyciął opoki,
Aby łzy nie ukanął na twe smutne zwłoki?
Narcysie! chlubo pierwéj i nasza ozdobo,
Teraz żalu nieznośny i gorzka żałobo!
Gdy od Nimfy zatlonéj twą miłością stronisz,
I płochy za Dyaną zwierz po kniejach gonisz,
Gdy się lękasz Kupida; on się z wody skradał,
I grotem niespodziewnym cios śmiertelny zadał;
A gdy nie zwalczył cnoty ogniem nieujętéj,
Gnuśnym bystre żywiołem nacechował pręty;
Odmieniając zwyczajny bieg natury zdradnie:
Tyś chciał zgasić pragnienie, a ogień tlał na dnie.
Płonna cię twarzy postać na szkle płynnym zwodzi,
Które żywe bez duszy ciała wzrokiem rodzi.
Patrzysz na się, chcesz siebie, sobie się przymilasz,
Do siebie się uśmiechasz, ku sobie nachylasz.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/366
Ta strona została przepisana.