Nędzniż to przyjaciele, biedni sekretarze,
U których, choć nie mówią, jako na zegarze
Niebijącym, i z saméj powierzchownéj miny
Bez cymbału znać, jakie skazuje godziny.
W téj płochéj świerzbiącego drużynie języka,
Cieszcie się, baby! pierwsze was krzesło potyka.
Każdy wam chętnie swoich tajemnic się zwierza,
Każdy jak z powszechnego bierze je śpichlerza.
Przechód tu nieustanny, jak srebra w mennicy;
Idą wody do źrzódła i cieką z krynicy.
Lub jak ziarno do młyna: z odmiany niewiele,
Że przez wasz pytel w inną postać się przemiele.
Patrząc na wielomówność waszego ozora,
Rzekłbyś, że z was niejedna z owego jeziora
Etyopów chłysnęła; skąd, kto tylko pije,
Póty mu się mózg młyńcem po głowicy wije;
Aż cokolwiek ma w sercu, z niezmiernéj szczerości
Wszystko powie, na haku by miał wietrzyć kości.
Włożony sekret próżnym nie objawić gwarem,
Jest-to dla was męczyć się pod srogim ciężarem.
Duch jakiś niewidomy na grzbiecie wam siedzi,
Gniotąc, jako Sybillę, póki nie wycedzi
Do ostatniego słówka, i nie wprzód uczyni
Folgę, aż się wypróżni pełna prorokini.
Żywe-to są po lasach głosochwatne Echy.
Powiedz im co głównego, lub co dla uciechy;
Równie wszystko swym Nimfom rozniosą bez braku.
Niémasz lichéj chróściny, niémasz tego krzaku,
Żeby się nie ozwało słowo o pół mili;
A im bardziéj w las idzie, tym się bardziéj sili.
Pięknie nasz Ezop polski[1] o jednéj z tych właśnie
Sekretnych tibisolek włożył miedzy baśnie.
Jako ją mąż doświadczyć chcąc, jeśli sekretu
Dotrzyma, zaprowadził w kącik gabinetu,
I po srogich zaklęciach dziką rzecz wydaje,
Że onegdaj zniósł większe od gęsiego jaje.
Zadumiana małżonka na duszę przyrzekła,
Że gdyby do samego zapaść miała piekła,
Nie wyda tajemnicy. Alić za dni parę
Tyle się jajec zniosło, żebyś niemi farę
- ↑ Jakubowski.