O tempora! o mores!
Śmiéj się zewnątrz, a nie czuj i kropli wesela.
Bój się od żony własnéj i od przyjaciela.
Czyń dobrze, a wdzięczności nie odbieraj za to.
Służ długo, a żegnaj się na wieki z zapłatą.
Nikomu, co masz w sercu, nie otwieraj cale.
Pożyczaj, a potym się prawuj w trybunale.
Kochaj bez wzajemności, pracuj bez nagrody.
Czekaj sądu do śmierci, nim swéj dojdziesz szkody.
Prawdziwie, niémasz teraz szczerości na świecie:
Każdy ma cukier w uściech, a jad w sercu gniecie.
Wszystko poszło na nice, wszystko wyszło z miary:
Rzadkie małżeństwo ślubnéj dochowuje wiary.
Podłość umysł osiadła, zysk nikczemny żądze.
Fraszka Bóg, król, ojczyzna, byleś miał pieniądze.
Interes chytre w cnotę przystroił wykręty.
Mów prawdę, to cię miedzy postrzygą natręty.
Szczery się głupcem zowie, niewinny prostakiem.
Hańba żyć miedzy złemi, a nie zostać takiem.
Każdy sobie sumnienie czyni z własnéj chęci
I słuszności pozorem jawne zbrodnie święci.
Głuchy na wszystko, kiedy o prywatę chodzi;
Biało z czarnym, lód z ogniem łatwo dla niéj zgodzi.
Rozum gwałtem przymusza, by mu chwalił, co chce;
I wilk znalazł przyczynę, gdy chciał pozrzéć owcę.
Dawniéj szły karne chęci zawsze za rozumem,
Teraz sam za ich chodzi rozhukany tłumem;
Ni dla siebie innego chce znać przewodnika,
Tylko to, co mu lubo i co go dotyka.
Istny łotr, że mu żaden nie śmie utrzéć buty,
Mniema, że są dla słabych pisane statuty;
Że nędza czyni winnym, a kto ma potęgę,
To anioł, choć łże, zbija, choć łamie przysięgę.
Wszystko mu wolno broić, byle wlazł na górę.
U możnych mieni zbrodnia imię i naturę.
Jam rabuś, mówił tam ktoś do pogromcy świata,
Że pod memi żaglami pływa jedna bata,