Miły chamaleonie! co-ć do jednéj skóry
Lgnie kolor czarny z białym, z granatowym bury,
Bądź mi nieprzyjacielem oczywistym raczéj;
Nie będę patrzał na cię, ni trzymał inaczéj.
Nie podlewaj mi cukrem mąki napół plewnéj:
Lepszy nad słodką zdradę nieprzyjaciel pewny.
Lepsze nad obustronny ołów stalne harty;
Wpadłem w dół słomą kryty, minąłem otwarty.
Idź z Bogiem, zwodna masko, a daj miejsce drugiéj!
Owóż jedzie madama romelskiemi cugi.
L’abbé siedzi na przedzie; na bal musi śpieszyć.
Właśnie w szczęśliwym kraju jest się z czego cieszyć.
Dzięki tobie, płci słodka, że nie czujem przecie,
Jako nas z każdéj strony los przeciwny gniecie.
Śmiech serca opanował sardoński: przy zgonie
Cieszym się; brzęczy mucha, kiedy w miodzie tonie.
Zdjąwszy z berła strach kary i cnoty ochronę,
Bierzem z niego płochości z nieczulstwem zasłonę,
Jakby promień słoneczny mógł blaskiem połudnym
Strzelać dzielnie, zakryty chmur płaszczykiem brudnym.
Z łaski waszéj na nowo mamy świat stworzony.
Gdy w pierwszéj niewinności spólne były żony,
Żaden się nie obawiał, że wilk kozy dusi.
W cieniu z duszkami swemi leżeli pastusi.
Wstyd jest karą sumnienia; u nas go niewiele:
Nałóg z występków cnoty porobił modele.
Wy nas mądrym bawicie często świegotaniem,
Gładząc umysł sarmacki różnych znajdowaniem
Rozrywek i mód przednich; jak pieskliwie śpiewać,
Kształtne dobrać guziki, raźne szaty wdziewać,
Udawać na teatrach i zwykać powoli,
Że nas zdrajcą, szalbierzem, gnuśnym być nie boli.
I tyle czucia mamy na ojczyste zgony,
Jak ten, co z teatralnéj wychodzi zasłony:
Udawszy bajkę obcą, więcéj łzy nie kanie;
W równych względach u niego Polska i Trojanie.
Już dziś nie słychać kotłów i chrapliwéj miedzi;
My tańczym, biją w bębny ogromni sąsiedzi.
Tam Mars, u nas Wenera; rzadko widziéć, aby
Który z młodzi szlachetnéj końskie cisnął schaby.
Rozpieszczone ciałeczko utłacza karety;
Fartuch u niéj chorągwią, proporcem kornety.
Strona:Wybór poezyj- z dołączeniem kilku pism prozą oraz listów.djvu/418
Ta strona została przepisana.