Nie zechce ona siedziéć (jak to było w onem
Lepszym nad nasze wieki) z igłą, lub wrzecionem;
Albo kwoczek pilnować i marchwi na grzędzie.
Od rana do wieczora tylko latać będzie,
Rozpisawszy mołojców i damy swéj ligi,
Kędy się bal ma dawać, kawa i ostrygi.
A w takowych wizytach, gdy przyjedzie na nie,
Cóż tam, rozumiesz, modne wygadują panie?
Nie mając co powiedzieć, po krótkiéj pochwale,
Że téj na uszach perły przystoją z Bengale,
Tamtéj kornet do twarzy: jaka taka zjedzie,
Z kim była i co jadła na cudzym obiedzie.
Więc potym cała rozmów o gachach osnowa,
Obcych mężów pochwały, a swoich obmowa.
Żale na swe zamęścia, i że to szalone
Prawo, koniecznie z jednym życie wieść dozgone.
Takowych imość twoja posłuchawszy gadek,
Naprzód może się zgorszyć; ale na ostatek,
Wszakże serce nie chłopiec, przysłowie powiada,
Temu, czym się brzydziła, będzie potym rada.
Osobliwie, gdy jeden i drugi czuryło,
Któremu także z swoją imością nie miło,
Poprze żywo to zdanie, że człek ma żyć wolnie;
I książkę pocytuje drukowaną w Kolnie.